Gdy obudzę się ze snu zwanego życiem
i gdy spadnie z piersi cmentarny kamień,
a zbielałe kości przyobleką się w ciało,
wyjdę na spacer.
Najpierw po równych alejkach z lastrykiem i marmurem.
Może spotkam tam kogoś, kto również się obudził
i kwitnącą gałązką wstydliwie przykrywa swą nagość?
Później pójdę tam, gdzie ostatnio mieszkałem.
Może kto żyw jeszcze będzie?
Na koniec odwiedzę tych, których kochałem.
Może ich miłość do mnie trwa jeszcze
i poczuję jej smak w ustach od nowa?